Wiadomości - Aktualności
Włoszczowa: Dziki niszczą plony
Dodał: MCK Data: 2007-06-15 17:12:35 (czytane: 6440)
W kukurydzy, ziemniakach, zbożach, łąkach... Rolnicy nie mają spokoju i są bezsilni.
Nie pomagają nocne pilnowania, wystrzeliwane petardy, substancje
zapachowe, zapalane nocą znicze, a nawet... grające na polach radia na
baterie. - Te pierony nie boją się niczego! - rozkładają ręce bezradni
rolnicy.
Radni biją na alarm - dziki buszują w uprawach
kukurydzy wyrządzając rolnikom wielkie szkody! - Szkody na użytkach
zielonych wyrządzone przez te zwierzęta dotyczą terenu całego powiatu
włoszczowskiego - alarmują rajcowie. - Dziki rzeczywiście są.
Największy problem jest w obwodzie numer 118 (okolice Bebelna, Krzepina
- na pograniczu gmin Włoszczowa i Secemin). To obwód łowiecki leśny
zarządzany przez Koło Łowieckie Wiara Myśliwska. Stąd pochodzi
najwięcej interwencji - informuje Cezary Nowak, kierownik Wydziału
Rolnictwa, Leśnictwa i Ochrony Środowiska we włoszczowskim starostwie.
- Ostatnio populacja dzika w Polsce wzrosła. Wynika
to z bazy żywieniowej. Zwiększyła się uprawa kukurydzy na polach. Jej
ziarno ma w sobie dużo białka, jest wysokokalorycznym posiłkiem dla
dzików. Poza tym użytki zielone są bardzo zapędraczone. Dziki grzebią w
ziemi szukając robaków, które stanowią ich kolejne źródło pokarmu.
Zwierzęta te mają obecnie bardzo dobre warunki do żerowania i
rozmnażania się - dowiedzieliśmy się od członka Koła Łowieckiego Belina
we Włoszczowie.
Adam Świtała z Knapówki gospodarzy na 60
hektarach pola. Kukurydzą obsadził 10 ha. W maju wybrał się na pole. -
Ja się patrzę, a moją kukurydzę dziki powybierały - mówi gospodarz. -
Półtora hektara pola było do ponownego zasiewu. Straty liczę gdzieś na
tysiąc złotych. Zgłosiłem to do koła łowieckiego w Krzepinie. Obiecali,
że coś zwrócą, ale do dzisiaj jest cicho. Do tej pory źle nie było z
płaceniem. Koło wypłacało odszkodowania - twierdzi Adam Świtała.
Problemy
z dzikami w Knapówce nie są nowością. Pojawiają się cyklicznie od kilku
lat, jak tylko na polach pojawiła się w maju kukurydza. Jak sobie
rolnicy radzą z tymi szkodnikami? - Panie, płoszyłem je petardami w
nocy i nic nie dało. Substancje zapachowe też nie zdają egzaminu.
Ostatnio znicze świecimy w polu, żeby je odstraszyć. Pierwszy dzień to
pomaga, ale potem wracają. Słyszałem, że jeden gospodarz z sąsiedniej
wsi to nawet radio na baterie zostawił na polu, żeby grało - opowiada
pan Adam.
Podobny kłopot z dzikami mają Monika i Artur Fidera z
Knapówki, drudzy po Adamie Świtale właściciele największego
gospodarstwa we wsi (40 hektarów). Ich pole kukurydzy również liczy 10
ha. - Od początku maja jest problem z dzikami - twierdzi pani Monika. -
Mąż przez dwa tygodnie z pola nie schodził. Pilnował w nocy. Strzelał z
petard, bo dziki boją się huku. Myśliwi też pilnowali w swoich
ambonach. Dali nam preparaty, żeby zastosować je na polu. Śmierdziały
tak niesamowicie, że jak mąż je przywiózł z Krzepina, to potem do
samochodu nie dało się wejść. Myśliwi opowiadali, że mają duży problem
z dzikami, bo jest ich dużo - tłumaczy Monika Fidera.
Na każdym
jej polu są jakieś straty wyrządzone przez dziki. Gospodyni czeka
obecnie na odszkodowanie z koła łowieckiego. Szkody szacuje na około
tysiąc złotych. - I to tylko w samym ziarnie, nie licząc naszej
robocizny, zużytego paliwa, sprzętu - zastrzega. - Na początku mieliśmy
problem z wronami, które wybierały posadzone ziarno. Gdy kukurydza
zaczęła kiełkować - pojawiły się dziki. Kilka dni temu znowu tu były.
Już czwarty raz zryły nam pole w tym roku. Robią to tak, że ustawiają
się wzdłuż grządek i ryją w ziemi do samego końca. Co roku mamy taki
sam problem. Jak tylko kukurydza wschodzi, a potem, jak trzeba zbierać
kolby (sierpień-wrzesień). Bo za nimi też przepadają dziki. Dlatego co
roku się spieszymy przy zbiorze, żeby straty były jak najmniejsze -
opowiada Monika Fidera z Knapówki.
Niektórym rolnikom nie chce
się dochodzić odszkodowań od kół łowieckich, bo twierdzą, że i tak
dostaną niewiele i że cała gra nie jest warta świeczki. - Znam
przypadek, gdzie za zgłoszoną szkodę Koło Łowieckie Belina z Włoszczowy
zapłaciło rolnikowi 30 złotych. Koła powinny dokonywać odstrzały - mówi
Władysław Malicki z Sułkowa, radny powiatowy, u którego dziki również
wyrządziły szkody na użytkach zielonych (podchodząc pod same
zabudowania), ale pan Władysław nie będzie ubiegał się o odszkodowanie.
- Szkoda zachodu za takie pieniądze - twierdzi.
- Ja też nie
zgłoszę szkody, bo to jest bez sensu, nie opłaca się - mówi Sylwester
Ciszek z Sułkowa. - Jakieś trzy lata temu dostałem odszkodowanie za
zniszczoną łąkę w wysokości 100 złotych. To była kropla w morzu. Jeśli
chodzi o dziki, to nie da się z nimi rady. U mnie wyrządziły szkody w
uprawie kukurydzy i zniszczyły częściowo łąki torfowe. Przez kilka dni
pilnowałem w nocy pola. Kupiłem petardy. Jak strzeliłem, to uciekły.
Nawet objeżdżałem pole ciągnikiem z włączonym radiem... - opowiada pan
Sylwester o tym, jak odstraszał dziki ze swojego pola.
Zdaniem
Cezarego Nowaka z Wydziału Rolnictwa, Leśnictwa i Ochrony Środowiska
Starostwa Powiatowego, analiza rocznych odstrzałów dzika nie wykazała
wyraźnych różnic w porównaniu do ubiegłego roku, chociaż wydział
występował do Nadleśnictw Włoszczowa i Koniecpol o zwiększenie planów
odstrzałów tego zwierzęcia. - Rolnikom pozostaje tylko dochodzenie
swoich roszczeń z tytułu wyrządzonych przez dziki szkód w kołach
łowieckich, które dzierżawią dane obwody. Jak do tej pory, żadna gmina
z naszego powiatu nie zgłosiła zażalenia na jakieś koło łowieckie w
naszym Wydziale Rolnictwa - informuje kierownik Nowak.
Rafał Banaszek
Komentarze (0)
Uwaga: Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Za wypowiedzi naruszające prawo lub chronione prawem dobra osób trzecich grozi odpowiedzialność karna lub cywilna. IP Twojego komputera: 13.58.121.131